Jest godzina 15.00.
Docieram do maleńkiej wsi - Pociechy. Jej nazwa pochodzi od karczmy, która
znajdowała się tu w XIX wieku. Tak, jak wspominałam, po dawnej wiosce zostało
tylko kilka domów. Stąd jest zaledwie kilka kroków do Drogi Palmirskiej.
Obiecywane Dęby Pociechowe
już mnie witają i na mnie czekają. Przy jednym z dębów znajduje się krzyż. Na
prawo, w głębi jest polana z miejscami odpoczynkowymi. Kawałek za nia, idąc w
przód/w górę, znajduje się parking dla samochodów.
Jedno spojrzenie za siebie
w kierunku Pociechy i Dębów Pociechowych... Zostawiam tę część trasy za sobą.
Powyżej parkingu ważne
miejsce historyczne - pomnik "Jerzyków". Powstańcze Oddziały
Specjalne "Jerzyki" była to polska wojskowo-cywilna organizacja
konspiracyjna działająca od jesieni 1939 do stycznia 1945 roku na obszarze
Generalnego Gubernatorstwa i ziemiach wcielonych do Rzeszy. Twórcą POS
:Jerzyki: był Jerzy Strzałkowski. W ramach POS działało kilka oddziałów
partyzanckich. Jeden z nich wyprowadził 250 osób z getta warszawskiego.
Obecnie istnieje
Stowarzyszenie Żołnierzy POS "Jerzyki" z siedzibą w Warszawie, które
w każdą pierwszą niedzielę września organizuje uroczystości pod
pomnikiem.
Oprócz tego pomnika
istnieje jeszcze kilka innych upamiętnień POS "Jerzyki" w Polsce. Są
to:
- pomnik poległych żołnierzy POS „Jerzyki” w pobliżu miejscowości Jerzyska, pow. Węgrów,
- tablica poświęcona pamięci żołnierzy POS „Jerzyki” na ścianie kościoła św. Karola Boromeusza przy ul. Chłodnej w Warszawie,
- tablica upamiętniająca istnienie w tym budynku w latach okupacji tajnej komendy POS „Jerzyki” na ścianie bloku mieszkalnego przy ul.Ludwiki 3 w Warszawie,
- pomnik "Jerzyków na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Warto dodać, iż dowódca
"Jerzyków" - Jerzy Strzałkowski zmarł 4 maja 1991 w szpitalu w
Pruszkowie. Pochowany został na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach (aleja A/B
25). Od 2011 roku w Warszawie, na Woli znajduje się aleja Jerzego
Strzałkowskiego. Jest ona zlokalizowana między ul. Nowolipie a ul. Nowolipki.
To tyle historii. Idę dalej
w górę drogi i uważnie wypatruję oznakowania zielonego szlaku. Teraz czeka mnie
skręt w lewo i dalej wędruję już przez las. Dla orientacji... jest godzina
16.00.
Teraz mam do przejścia
niezbyt długi kawałek zielonego szlaku do miejsca, gdzie łączy się on ze
szlakiem czarnym i czerwonym, a następnie znów od nich odłącza - w okolicach
Karczmiska.
Po drodze też napotykam
ciekawe egzemplarze drzew. Choć już nie tak okazałe jak na szlaku Stefana
Żeromskiego.
Ot, i jest punkt styku szlaków zielonego, czarnego i
czerwonego. To miejsce jest już znane czytelnikom tego bloga z czasów odbywania
pierwszej wycieczki - do i z Palmir. Zatem z tego miejsca aż do Truskawia idę
już tą samą znaną ścieżką.
Śniegu już prawie nie ma
zatem można zobaczyć na tej trasie zupełnie inny krajobraz niż podczas
wcześniejszych wycieczek. Na drzewach i powalonych konarach dostrzegam mchy, a
także inne atrakcje można zauważyć.
Tu wspomniane ścieżki się
rozchodzą a ja skręcam w lewo na szlak dydaktyczny oznakowany czarnym kolorem.
Tym razem czeka na mnie
zupełnie inny krajobraz. Po śniegu już ani śladu. Początkowo szlak jest dosyć
suchy, jednak od pierwszej kładki czeka na turystów błoto.
Z kładek widać wyraźnie
podmokłe łąki. Woda płynie strumieniami pod kładkami. Teraz można docenić
przydatność wybudowanych tu kładek. :)
Pomiędzy kładkami droga
jest mocno błotnista. Tym razem w cienkich butach tu nie ma co wchodzić. Tylko
solidne buty trekkingowe dziś pomogą pokonać ten odcinek trasy.
Kolejna kładka i ta sama
sytuacja... teraz jest okazja docenić wysiłek Kampinoskiego Parku Narodowego w
kwestii budowania tych mosteczków.
Znany już widok na łąkę, na której rosną cisy... Po
zimie mocno zryta przez dziki... a dalej wejście na kolejną kładkę.
Ups... ale błoto. Nie ma
co. Tu już chyba przydałaby się interwencja służb parku, gdyż nie ma jak wejść
na kładkę. Podsypanie ziemi tuż przed wejściem na kładkę - zasypanie tego dołka
- rozwiązałoby problem.
Dalej ścieżka jest w
niewiele lepszym stanie. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Bez trepów można
ugrzęznąć na dobre...
A dalsza część łąki, która
na początku lutego była zasypana śniegiem, teraz pokazuje swoje nowe oblicze.
Zalana jest wodą po obu stronach nowo wyremontowanego mostka.
A tak wygląda wejście na
starą część kładki prowadzącej do końca szlaku czarnego - znów wielka kałuża -
a dalej przejście między starym fragmentem kładki, a jego nową częścią. Znów
katastrofalne błoto. Te atrakcje przypominają o tym, że Puszcza Kampinoska w
przeszłości w zdecydowanej części miała charakter bagienny.
Jeszcze się rozglądam na prawo i lewo stojąc nowej
części kładki. Woda po obu stronach mostku. Robi ona wrażenie jakby płynęła.
Zadziwiające jak bardzo zmieniła się okolica w ciągu 2-3 tygodni.
A po zejściu z kładki
pamiątka po zimie zostawiona przez turystów. :) Pewnie już jej nie zobaczycie.
Proszę... i doszłam
wreszcie do końca trasy. Jest godzina 17.00. Całość trasy dzisiejszej pokonałam
w 5 godzin, zaś ostatni odcinek, licząc od pomnika "Jerzyków"
pokonałam w godzinę.
Na koniec dwie ciekawostki
- upamiętnienia - z Truskawia. Schodząc z trasy w kierunku pętli autobusowej,
po prawej stronie szosy, tuż przy niej znajduje się grób dowódcy wojsk walczących
w powstaniu 1863 roku, pseudonim Kurza Łapka. W Lesie Zaborowskim, 4 km od tego
upamiętnienia wojska carskie zabiły 77 polskich powstańców.
Natomiast przy samej pętli
autobusowej znajduje się pomnik poświęcony pamięci żołnierzy Wojska Polskiego,
Grupy "Kampinos" Armii Krajowej oraz mieszkańców Truskawia i okolic
poległych lub zamordowanych podczas okupacji hitlerowskiej. Pomnik odsłonięto w
1971 roku.
To już koniec niedzielnej
wycieczki i tego reportażu. Zapraszam na kolejne.
Kładki na podmokłych odcinkach szlaków,to dobry pomysł. Jest jeszcze w puszczy kilka miejsc,gdzie takie kładki przydałyby się.
OdpowiedzUsuń