wtorek, 28 lutego 2017

Z Wólki Węglowej do Truskawia cz. 3


Część trzecia mojego reportażu, to szlak zielony - od Uroczyska "Na Miny" do Pociechy i Dębów Pociechowych. Po drodze będą Stare Dęby w Posadzie Sieraków i Łosiówka. 
Prawda jest taka, że odcinek ten jest ciągle zamknięty z powodu robót melioracyjnych, ale ponieważ inne osoby szły tym szlakiem, to ja również się zdecydowałam nim przejść tego dnia. 
Jest to bardzo ciekawa część szlaku, zwłaszcza pierwsze 1,5 kilometra z Uroczyska "Na Miny" do Starego Dębu. 
Kilka słów jeszcze o Uroczysku "Na Miny". Na poniższym zdjęciu widać wspomniany kamień ku czci profesora Witolda Plapisa, opiekuna Puszczy Kampinoskiej. 
W tym miejscu znajduje się również bardzo duża wiata, w której można schronić się przed deszczem. Tak, jak wspominałam w części poprzedniej... skręcając w prawo można dojść do Dziekanowa Leśnego, jednak ja idę w przeciwną stronę zielonego szlaku - ścieżką dydaktyczną "Do Starego Dębu".
Będę przechodziła obok Sierakowskich Łąk a dalej koło bagien Cichowąż. Wcześniej już pisałam, że jeszcze nie zakończyły się prace melioracyjne na tym odcinku, toteż kilkaset metrów trzeba iść po błocie. W zasadzie w dni robocze nie ma szans, by tędy przejść. Tylko w niedzielę udało się przemknąć pod nieobecność ekipy remontowej.
Na poniższym zdjęciu widać w jakim stanie jest droga na tym odcinku. 
Niezależnie od okoliczności, warto było ubłocić buty i zobaczyć tę część szlaku. Po obu stronach drogi znajduje się rozlewisko. Większe po lewej stronie. Powierzchnia wody była jeszcze lekko zarznięta. Całość robiła duże wrażenie.
Tu też widać było ciekawe okazy drzew. Latem jest tu zupełnie zielono, za to w chwili obecnej można zobaczyć jak daleko rozciągają się te rozlewiska.
Panowie robotnicy dorabiają tu kładkę, dzięki której będzie można suchą nogą przejść najbardziej podmokły odcinek. Wyraźnie widać, że roboty są nieskończone. Dzięki obecności innych turystów czuję się usprawiedliwiona, że weszłam tu mimo zakazu :).
Widok robi wielkie wrażenie. Dodatkowo kontrastują kolor suchej trawy i resztki lodu pokrywającego na wierzchu rozlewisko.
Koniec wrażeń. Zaczyna się nieco inny krajobraz. Ścieżka prowadzi nieco pod górkę i kończy się błotnista droga. Przynajmniej na jakiś czas.

Niemal nieustannie zobaczyć można pozostałości po wizycie dzików. Rozkopane krawędzie drogi ale też rozległe połacie runa leśnego w głębi lasu.

Po drodze napotykam biegaczkę. Pogoda co prawda nie służyła joggingowi, nie mniej jednak spotkałam na trasie  jeszcze kilka osób biegających. 
Stosunkowo szybko docieram do Posady Sieraków gdzie jest pośredni punkt docelowy wędrówki czyli Stary Dąb. Jestem tu o godzinie 14.40. Przy dębach są znów miejsca odpoczynkowe, a także miejsce na rozpalenie ogniska. 
A po drugiej stronie drogi właśnie dęby. Zapewne latem lepiej się prezentują, gdy korony mają w liściach, ale i tak warto było tu przyjść.
Żegnam już to miejsce. Zostawiam za sobą dęby i dom. Idę dalej. Po drodze będzie jeszcze jedno gospodarstwo. Droga teraz zaczyna być coraz bardziej błotnista. 

Przechodzę obok wielkiej łąki -  pastwiska pośród lasu, na skraju drogi. Wyraźnie już widać, że teren jest mocno podmokły.

Po drodze kilka ciekawych drzew...

Ups... no tutaj to już zupełnie jezioro na drodze i grząskie błoto. Dobrze, że wybrałam się na wycieczkę w trepach. 

Skręt w prawo i zaraz następny w lewo. Zmierzam w stronę kolejnego gospodarstwa. 
O właśnie... wspomniane gospodarstwo... uwaga pod nogi. Jest bardzo błotnisto.  
A teraz kawałeczek pod górkę i już raczej prosta droga. Ten odcinek drogi przechodzi przez tzw. Łosiówkę.  Teren, gdzie faktycznie można napotkać łosie.

Droga jest tu już w lepszym stanie, choć nadal nieco mokra. Po drodze jest kilka ciekawych krajobrazów oraz ciekawych drzew.
Niestety, pech chciał, że kończy mi się bateria w aparacie fotograficznym. Dalej będę musiała robić zdjęcia telefonem komórkowym. Efekt wiadomy - gorsza jakość zdjęć. Ale ważniejsze by uwiecznić dalsza trasę. 
Cały czas przemierzam teraz zielony szlak wiodący przez Łosiówkę. Jeszcze w XVIII wieku w Puszczy Kampinoskiej odbywały się polowania na łosie. Dopiero król Stanisław August wydał zakaz polowania na tę zwierzynę w okolicach Warszawy -  z powodu systematycznie zmniejszającej się liczby zwierząt. W XIX-XX wieku łosie prawie całkiem wyginęły na terenie Polski. Dopiero w latach 50-tych XX wieku rozpoczęto reintrodukcję tych zwierząt w Puszczy Kampinoskiej.
Kto przemierza szlak uważnie, ten dostrzeże w tej okolicy piwnicę, która jest pozostałością stróżówki strażników dyżurujących przy zagrodzie łosi w latach 50-tych XX wieku. Obecne jest to miejsce noclegowe dla nietoperzy. 
Warto pamiętać, że łoś jest zwierzęciem herbowym Kampinoskiego Parku Narodowego. Dorosły samiec osiąga 240-260cm długości, do 216 cm wysokości w kłębie i do 450 kg wagi.
Ruszam w dalszą drogę. Przy okazji mijam mrowisko, nieco rozmokłe po zimie.
Po drodze jest gdzie odpocząć. Ale ja nie mam czasu na odpoczynek. Idę dalej w drogę do Pociechy.



Droga jak widać robi się nieco lepsza, ale cały czas mży deszczyk.

Znów można dostrzec powyginane drzewa. Na tym odcinku droga jest "podwójna" i od czasu do czasu jej dwie "nitki" się krzyżują. Ta droga jest przejezdna dla samochodów. Czymś trzeba dojechać do domu jeśli się mieszka w środku lasu. 
 
Jeszcze kilka metrów... i dojdę do Pociechy. W zasadzie jest to pozostałość po dawnej wsi - teraz już zostało tylko kilka domów. Osada znajduje się bardzo blisko drogi prowadzącej z Truskawia do Palmir wzdłuż żółtego szlaku. 


Relacja z ostatniego odcinka trasy w części 4.



Z Wólki Węglowej do Truskawia cz. 2

Kontynuuję wycieczkę... Wspomniany las brzozowy - po prawej stronie... Widać jeszcze resztki śniegu.


Warto wspomnieć kilka słów o stanie dróg na szlakach. Około 50% dróg na całej trasie była mniej lub bardziej podmokła i błotnista. Poniżej widać jaki był stan szlaku na wysokości wspomnianego lasku brzozowego.
 

Za chwilkę kolejne miejsce spoczynkowe. Znów zadaszone. Przydaje się gdy pada deszcz. Tu szczególnie widać, że na trasie bywały nawet wielkie kałuże.
 

Skręt w lewo i maszeruję dalej. Tu krajobraz również ładny. Już za chwilę rozpocznie się wyjątkowo ciekawy fragment trasy. Pełen oryginalnych drzew.
 

Drzewa niczym z bajki o czarnoksiężniku z krainy OZ. Jak dotąd nigdzie w puszczy nie spotkałam takich egzemplarzy. Tylko na żółtym szlaku Stefana Żeromskiego.
 

Porosty i mchy też są godne zauważenia... 
 

Maszeruję dalej, ciągle żółtym szlakiem. Drzewa coraz bardziej zadziwiają. Gałęzie wiją się niczym węże dookoła pni.



Miło spotkać jakichś ludzi pośród tych drzew. Czuję się trochę jak na planie filmu typu horror lub fantasy. Pogoda dosyć dobra, choć deszczyk mżył cały czas. Za to jakość ścieżki się poprawiła.





I jeszcze kilka ciekawych egzemplarzy. Szczególnie drzewo z prawej strony fotografii przykuwa uwagę.


A tu niespodzianka... Nawet nie wiedziałam, że tego samego dnia odbywał się bieg Tropem Wilczym - Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jeden z ponad 240 biegów jakie odbyły się tego dnia w całej Polsce, w różnych miejscowościach. Wzięło w nim udział ponad 60 tys. biegaczy.



Idę dalej. Znów ławeczka i skręt w prawo. Teraz już w miarę prosta droga, w miarę stabilny grunt pod nogami. Idzie się dosyć wygodnie, a na trasie znów ciekawe egzemplarze drzew.




Poniżej zdjęcia co ciekawszych drzew. Pewnie nie są już tak imponujące jak wcześniej, jednak również dziwaczne i warte zauważenia. 



Docieram do ważnego miejsca. Jest to skrzyżowanie szlaku żółtego im. Stefana Żeromskiego, ze szlakiem czarnym im. Ułanów Jazłowieckich. Ku czci tych drugich znajduje się tu pamiątkowy kamień. 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich w dniu 19 września 1939 roku szarżą pod Wólką Węglową utorował drogę polskim oddziałom zmierzającym do walczącej stolicy. 
Od 2007 roku tradycje tego pułku kultywuje 2 Batalion Piechoty Zmotoryzowanej w Stargardzie Szczecińskim przemianowany na 14 Batalion Ułanów Jazłowieckich.
 

Wspomniany kamień pamiątkowy...


Za kamieniem skręcam w lewo i podążam Na Miny - ostatnim odcinkiem szlaku żółtego. Po drodze można też wypatrzeć kilka ciekawostek. Niektóre z nich dosyć wysoko nad głową:). Na tym odcinku szlak jest też dobrej jakości. Raczej stabilny grunt mam pod nogami.
 


Po drodze znów wypatruję w oddali, maszerujące na wprost mnie osoby. Nie da się ukryć, iż przyjemniej się chodzi po lesie, gdy cały czas napotyka się innych turystów.




Ciekawy pień leży sobie tuż opodal przy ścieżce. Zbliżam się coraz bardziej do obszaru ścisłej ochrony "Sieraków". Będzie tu co oglądać.


Właśnie przekraczam granicę tego terenu. Jak sięgnąć dobrze pamięcią wstecz, to przypomnimy sobie, że na poprzedniej z wycieczek (czerwonym szlakiem z Dziekanowa Leśnego) obchodziłam ten teren z drugiej, wschodniej strony. Teraz idę od strony zachodniej.


Po drodze można wypatrzeć dużo ciekawych drzew, koegzystujących z mchami i porostami. Udało mi się sfotografować kilka ciekawych egzemplarzy.
 



A tu, na leżącym w runie leśnym pniaku, wyrasta huba. Takich grzybów też tu można wypatrzeć nie mało.
 

Jeszcze jedna ławeczka i maszeruję dalej. Droga całkiem dobra. Nie ma błota. 
 

Kilka ciekawych egzemplarzy drzew też tu można znów wypatrzeć. Szczególnie to z prawej strony zdjęcia wywołuje uśmiech na twarzy. 
 



I tu... też ciekawe pnie i konary... Warto unosić wzrok w górę. Dzięki temu można więcej zobaczyć.


Wreszcie docieram do końca szlaku żółtego im. Stefana Żeromskiego. Jest godzina około 14.30 a to oznacza, że przeszłam żółty szlak w 1,5 godziny. Po drodze nie robiłam przerw odpoczynkowych. To miejsce nosi nazwę Uroczyska "Na Miny". Znajduje się tu pamiątkowy kamień
Jeżeli ktoś czuje się zmęczony, to skręcając tu w prawo wejdzie na szlak zielony, którym dojdzie do Szpitala Dziecięcego w Dziekanowie Leśnym, gdzie można wsiąść do autobusu linii Ł1 i dojechać do Metra Młociny w Warszawie (cały bilet kosztuje na chwilę obecną 4,80 zł).
 

Ja będę szła w lewo Do Starego Dębu - częścią szlaku południowego zielonego. Ale zanim to zrobię, kilka słów o tym miejscu zwanym Uroczyskiem "Na Miny". 
Ale to już w części trzeciej relacji z trasy. 



Ciąg dalszy w części 3.